było o gówniarstwie co po tramwajach und trzepakach się chwali swoim oderwaniem od życia, teraz będzie o takich, co zabijają wspólnotą. mnie przeszkadza, żeby nie było, innym pewnie to nie przeszkadza, albo przeszkadza nie bardzo.
tzw. kaczystów też można by podzielić na grupy dwie: tych, co milczą i tych, co się egzaltują.
milczący, selon moi, mają większy potencjał uzyskania czegokolwiek, bo milczenie jest poważne, a ich przesłanie też jest w gruncie rzeczy poważne (w opozycji pewnej do lekkostrawnego przesłania nieukierunkowanego hurraoptymizmu, który dominuje w PO i olejniczakowsko-napierdalalskiej SLD. rzeczy zresztą bardzo potrzebnej znękanym wiekami walki polakom, ino w wersji ukierunkowanej i przemyślanej, czego powyższym jakby brakuje, a przynajmniej wiarygodności w moich oczach ich wizji brakuje, może się w tym mylę, ale to by musiał ktoś wykazać, a sam nie umiem). każdy człowiek (to taka nadzieja pomieszana z przekonaniem - czyżbym był optymistą? jeśli tak, to się na pewno nie przyznam) co jakiś czas musi, a i chyba nawet lubi, być w życiu poważny. na pogrzebach się jednakowoż nikt nie wyrywa z tym, że czerń ogranicza ich wolność ubierania się jak chcą, albo że ksiądz moralizując (bo temu właśnie służy kazanie, kociaki) próbuje ich klerykalizować. ba, nawet rzadko się słyszy wówczas, że cmentarze przepełnione i lepiej zmarłych kremować, bo brekekeks. wtedy nawet przypadki medyczne w typie piro-zoologicznego posła siedzą z mordą w kubeł i myślą chwilę o tym, że na misze i ruchaniu świat (świat człowieka, o ile ten wyraz ma nas wysadzać ponad regularną faunę) się ani nie zaczyna, ani nie kończy, że kiedyś się umrze i że reszta świata wówczas będzie coś o nas myślała. albo nawet nic nie będzie myślała, bo nawet nasze własne dzieci będą nas miały za niewiele więcej niż jednego ze swoich kolegów i na tym będzie polegał problem.
gdybym koniecznie musiał się wpisywać w tę patologiczną dychotomię PO-PiS, to właśnie tutaj by było moje miejsce, w milczącym elektoracie PiS. i byłbym, o ile wiem, w całkiem doborowym towarzystwie, koło postaci tego formatu co do-niedawna-profesor-staniszkis (jej aktywność niestety przenosi ją do grupy drugiej, o której zaraz. wielka szkoda, zdaniem moim). to mnie tak naprawdę pociesza zresztą, że jest mnóstwo ludzi, którzy są - z braku lepszego określenia - fajni, tylko im się wstyd do tego przyznać w warunkach publicznej rzeczywistości. nie chcę tutaj omawiać mojej wizji meritum różnicy pomiędzy wizją PiS i PO, chociaż pewnie powinienem, ale to nie do końca w temacie, a i mój autorytet jest żaden, więc się niekoniecznie poczuwam do usprawiedliwiania swoich opinii przed potencjalnymi niezadowolonymi. zaznaczam tylko, że takie uplasowanie jestem w stanie uzasadnić i że ma to związek ze stosunkiem kultury i tradycji do działań państwa.
dobra, żeby się nie rozmarzać jak to w PiSie jest fajnie (bo w sumie to raczej poza nim jest fajnie - q.e.d.), to słów kilka o grupie egzaltowanych. grupa egzaltowanych wyległa przy okazji "solidarnych" na szersze pole. dobra strona: "te skurwysyny", jak zwykłem określać polski półświatek polityczno-medialno-wielkobiznesowy, narobiły w gacie. po relacjach to widać wyraźnie, że się boją. jak się boją, to są ostrożni. jak są ostrożni, to mniej im wolno, albo większe nakłady pójdą na ukrycie tego czego im nie wolno. czyli będzie gorzej dla złych, a to zawsze znaczy, przynajmniej pośrednio, lepiej dla dobrych. zła strona: primo, utrwala się stereotyp PiSowego idioty/oszołoma/prymitywa etc. nie wiem na ile to jest manipulacja, ale myślę, że nie na tyle, żeby móc winę zwalać na media, media mogą tylko prowadzić narrację rzeczywistości, ale nie ją kreować w całości. takie osobniki istnieją w publicznej przestrzeni i już chwatit (żeby mnie wkurw łapał). ja rozumiem, że baaaardzo często to są ludzie biedni, niewykształceni i tak dalej i że to nie jest ich wina, ani mi we łbie czuć z tego powodu do nich jakąś pogardę (tym się od typowego MWZWM różnię, jak sądzę). tym niemniej, całkiem powszechne są grube wady charakteru w tej grupie. jakaś dziwna roszczeniowość (jasne, że można ją usprawiedliwić, ale wkurw zostaje), krzykaczostwo, buta (bo często w zwyczajnej dumie gubi się granice), nachalność, wszystkowiedzenie (pochwalam jak najbardziej niezależność myślenia, tym bardziej że każdy kto po studiach wyższych się prowadzał wie, że nie ma czegoś takiego jak goła wiedza w jakiejkolwiek humanistyce - ale też są granice samodzielności, a obiektywizm to nie jest upieranie się przy swoim) - można by pewnie długo wymieniać. w związku z dostrzeganiem tychże cech, doskonale rozumiem co mają na myśli moi rówieśni, kiedy się brzydzą (sic! to właśnie ta emocja!) elektoratem PiSu, a w każdym razie tym, czym jest on według powszechnie dostępnej informacji.
i sedno: kiedy ci ludzie zapominają, że wady są wadami (mówię tu o wadach "niekontrowersyjnych") i zamiast z nimi coś robić, zaczynają być z nich dumni, wyłazić na ulice, demonstrować i czynić podobne ruchy, czym się właściwie, z perspektywy MWZWM, różnią od pedałów (tym razem z perspektywy konserwatysty)? ano właśnie, niczym. no nie, pardon, zwrotem na osi czasu. MWZWM się boją przeszłości, bo im spieszno do postępu, a reszta się boi przyszłości, bo nie zna celu tej podróży, a w kwestiach fundamentalnych wolałaby mieć do czego wracać. ale polityczno-emocjonalnie to jest to samo. a że tak naprawdę ludzie myślą emocjami (może to kiedyś rozwinę, na razie proszę to przyjąć na zasadzie scholium), przynajmniej w polityce, to mamy ten przykry efekt klinczu. w którym taki na przykład ja, któren wprawdzie chyba jakoś przesadnie typowy nie jest, ale jednak przecież nie aż tak nietypowy, żeby się okazało że sam jeden, zostaje między jednym i drugim, cokolwiek śmierdzącym et spoconym kadłubem okładających się zapaśników: PiS i PO.
to mi przypomina, że te partie bez siebie by nie istniały i moje rozmowy przedpołudniowe ze stosunkowo świeżo odzieciałą siostrą o ordynacjach wyborczych - o których kiedyś indziej, bo czas trochę popracować.
ten post jest chyba krótszy od krytyki MWZWM, bo i mnie mniej PiSowcy wkurwiają. pewnie kwestia tego, że ci wykształceni mają szansę zrozumieć tych mniej, a odwrotnie już nie, więc jeśli byśmy mówili o winie, to MWZWM są tutaj winni klinczu. zresztą i estetycznie wolę żula z grymasem głodu od ugarniturzonego fagasa z grymasem obrzydzenia. a jak się komuś nie podoba, że mam opinię inną niż on i uważa to za podstawę do czynienia mi z tego powodu niemerytorycznych (ergo odwołujących się do spójności albo kompletności mojej opinii, a nie jej istnienia i odmienności) zarzutów, to zawsze może wypierdalać.
na koniec przepraszam za te wszystkie nawiasy, ale tak się to musi kończyć, jak się chce rejestrować myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz